top of page

Dzieci w sekcie Moona

Mam 4 lata i klęczę razem z moimi rodzicami przed mężczyzną , którego nazywamy „ojcem”. To wielebny S.M. Moon – głowa Kościoła Zjednoczeniowego. Nasze głowy dotykają podłogi i kiedy ośmielam się spojrzeć w górę czuję wdzięczność, strach i przerażenie. W tym momencie wiem, że ów mężczyzna jest kimś kto może w jednej chwili wziąć mnie w objęcia a w drugiej krzyczeć na mnie. I wiem, że moi rodzice nie obronią mnie.  Jest dla nich bogiem i nie uczynią nic wbrew jego woli – nawet dla swojej córki” (Donna Collins)

 

Tytułem wstępu

Ruch często podkreśla jak bardzo ważna jest dla niego rodzina. Jest to wizerunkowo bardzo korzystne, bo zawsze można zorganizować ciekawy wykład na temat np. upadku współczesnej rodziny. Podkreśla zagrożenia współczesnej rodziny. Demonizuje stosunki w niej panujące. Równocześnie jest destrukcyjną sektą  rozbijającą rodziny, przy czym nie chodzi tu tylko o rodziny, które tracą swe dzieci gdy te wstępują do sekty jako dorosłe osoby. Ruch rozbija również rodziny , które sam tworzy! Rodzina jest podstawową komórką społeczną, w sekcie Moona to sekta jest jednak twoją rodziną  z licznymi braćmi i siostrami u boku.  Cała sekta tworzy jedną wielką rodzinę, z  „prawdziwymi rodzicami” w centrum. Cała ta rodzina ma zadanie budować królestwo boże na ziemi. Wszyscy bezwzględnie członkowie muszą się poświęcić temu zadaniu i realizować ten cel.

Według doktryny Ruchu dzieci można podzielić na dwie kategorie. Błogosławione dzieci „bez grzechu” zwane w żargonie sekty „prawdziwymi dziećmi” oraz te , które wstąpiły do sekty wraz z rodzicami, często samotnymi matkami. „Prawdziwe dzieci” z zasady otrzymują misję do spełnienia. Są przecież bezgrzeszne. Ten ideał przytłacza je i sprawia, że odmawia im się prawa do bycia dziećmi. Wewnętrzna gazeta moonies tak to opisuje „Czy będą one zdolne do wytrwania w wartościach, których ich nauczono i do życia zgodnie z nimi. Czy rozwiną ziarna zasiane w ich sercach w ten sposób , że staną się silnymi mężczyznami i kobietami?” Zatem rola jest rozpisana już na wstępie, przyszłość określona i podporządkowana doktrynie. Nie można od niej uciec.

Te drugie traktowane są jak trędowate i poddawane swoistemu ostracyzmowi, zarówno przez rodziców jak i przez innych członków sekty.  Los wszystkich dzieci zależał w dużym stopniu  od guru. To on decydował czy dziecko może zostać z rodzicami czy też ma być wychowane w komunie w Centrum pozbawione opieki rodzicielskiej, albo też czy ma trafić do żłobka.  W centrach traktowane były według swoistego klucza „dobrych „ i „złych” dzieci a  ich los uzależniony był od dobrej woli mieszkańców Centrum.

Cechą charakterystyczną Ruchu jest dążenie do wykorzenienia z człowieka wszelkiego przywiązania do swojej kultury a nawet częściowo języka. Członek sekty może mieszkać w różnych krajach, dzięki temu Ruch tworzy nowy „doskonały naród” złożony z ludzi odmiennej kultury. Ojczyzną tego „narodu” jest Korea. Językiem nowomowa a w ostatecznym rozrachunku język koreański.  Dzieci również podlegając tym prawom. Poprzez uczenie się specyficznego języka, zrozumiałego tylko dla wyznawców tracą swe kulturowe zakorzenienie i upodabniają się do grupy. Przemieszczają się z rodzicami lub bez po różnych zakątkach świata. Oczywiście utrudnia to kontakt z dalszymi członkami rodziny dziecka jak np. dziadkami jak również przyczynia się do wykorzenienia dzieci , równocześnie skazuje je na życie w jedynym im znanym środowisku wielkiej rodziny moonistycznej. Łączność międzypokoleniowa zostaje zerwana. Odcina się dziecko od rodziny biologicznej, jak również od społeczeństwa nie pozwalając na jego pełny rozwój. Dziecko uczy się, że świat jest upadły, co stanowi podstawę doktryny, a nie ma realnej możliwości skonfrontowania tych nauk z rzeczywistością. Prawa sekty są ponad prawami biologicznymi rodziny, zatem dziecko nie ma oparcia w rodzinie a oparcie w guru jest iluzoryczne bo oparte na podporządkowaniu a nie ma rodzicielskiej miłości. Dzieci są wychowywane na posłusznych wyznawców Moona i jego świty. Dyscyplina towarzyszy dziecku na każdym etapie rozwoju. Wychowanie ma wszak służyć „wyhodowaniu” doskonałego człowieka. W praktyce oznacza to liczne kary fizyczne w szkołach prowadzonych przez moonies jak i na obozach młodzieżowych. Rodzice, jeśli są obecni w życiu dziecka mają jedyny cel : uzmysłowienie dziecku prawd sekty. Są przekonani, że dzieci należą do wielkiej rodziny moonies, zatem nie mają problemu w oddaniu swojego piątego dziecka niepłodnym parom moonies. Na pierwszym planie jest zawsze dobro sekty, a to zakłada że dzięki temu niepłodne pary dostąpią zbawienia.

Uczuciowo dzieci, które zostały opuszczone przez rodziców zaangażowanych w sprawy sekty skazane są na przerażający w swym wymiarze chłód lub obojętność. Ciągła zmiana opiekunów nie sprzyja nawiązywaniu więzi. Osoby dorosłe też mają ten problem, ale potrafią sobie z nim radzić (dotyczy to często rozdzielonych małżonków czy przyjaciół).  Życie w tej sekcie jest dla dzieci źródłem pomieszania pojęć. Od dzieciństwa wpajany kult Moona, który jest ojcem ludzkości a więc również ich ojcem. Dziewczęta zanim poślubią wybranego przez Moona mężczyznę są córkami Moona. Po otrzymaniu „błogosławieństwa” są z kolei jego symbolicznymi żonami! Kim jest dla nich zatem ich własny biologiczny ojciec? Mętlik pojęciowy jest dla wielu osób niszczącym doświadczeniem. Zwłaszcza po odkryciu , że ich rodzice nie są w stanie zanegować decyzji Moona a dziecko jest wydane na jego pastwę. Moon stanowi dla dzieci centrum życia.

  1. Porzucone dzieci

 

Moon powiedział :

 

Jeśli błogosławione pary mają dzieci , kiedy te osiągną 100 dni powinny być oddane do żłobka”. (luty 1979 r.)

 

Tego typu nadużycie wobec dzieci tzn. porzucanie przez zajętych , pracujących na rzecz sekty rodziców, występuje w zasadzie od początku jej istnienia. Dzieci stanowiły swoistą przeszkodę w rozwoju sekty. Uwaga jaką rodzice zwykle poświęcają dzieciom miała być zarezerwowana dla guru sekty czyli dla S. M. Moona. W początkach istnienia sekta nie posiadała jeszcze swoich żłobków, zatem dzieci trafiały do zinstytucjonalizowanych sierocińców w Korei Południowej.

W początkach istnienia tej sekty zdarzały się nawet porzucenia dzieci w śmietnikach, gdzie umierały…

Cytuje za Stevem Kempermanem:

 

"Sharon opowiadała historię wczesnych czasów Kościoła Koreańskiego - pary niekiedy porzucały swoje niemowlęta w pojemnikach na śmieci, gdzie umierały. Czynili tak z powodu niedostatku jedzenia” (s. 20 „Pan drugiego Adwentu” / Steve Kemperman).

 

Z czasem sekta organizowała własne żłobki , a później szkoły. Niektóre rodziny porzucały w żłobkach nawet kilkoro dzieci. Pary te same niejednokrotnie były rozdzielane, tak że cała rodzina żyła osobno. Z pewnością szkody emocjonalne dla takich rodzin były ogromne. Zdarzały się przypadki podrzucania dzieci przez kobiety swoim rodzicom (dziadkom dzieci), niestety te przypadki (lepsze z punktu widzenia dobra dziecka) zdarzały się rzadziej. Pewna Japonka po prostu zostawiła swoje maleńkie dziecko rodzicom, pozostawiając im jedynie list z wyjaśnieniem, że podąża za mesjaszem. Nie widzieli jej kilka lat… Porzucenie dzieci nazywano w żargonie sekty „złożeniem ofiary na rzecz kościoła”. Żłobki „kościelne” w USA prowadzili często niezbyt wykształceni i słabo mówiący po angielsku Azjaci. Nie byli w stanie zapewnić dzieciom odpowiedniej opieki. Co prowadziło do zaburzeń emocjonalnych a często i fizycznych dzieci. Zdarzały się przypadki chorób z zaniedbania. Zwykle „kościół” tuszował te sprawy a rodziców „dyscyplinował”. Rzadko takie sprawy wychodziły na jaw bowiem „kościół” twardo trzyma się zasady „prania brudów” we własnym gronie.

 

Jednym z takich żłobków był „Dom Jakuba” w Tarrytown. NY. Niestety w domu tym zdarzyły się też przypadki śmierci dzieci. Pod koniec lat 70-tych XX wieku w Gracemere House istniało przedszkole dla „prawdziwych” dzieci. Prowadziła je Linna Rapkins i Rebecca Salonen . Linna zajmowała się też „Domem Jakuba”.

W żłobku tym pracowała pod kierunkiem Mal-sook Lee. Zmarło tam  dwoje dzieci, jedno z nich utonęło. Władze przeprowadziły własne śledztwo z którego wynikało, że głównym problemem był niedobór opiekunów. Ruch wmawia swoim członkom , że ich problemy wynikają z ich grzechów i z niedostatecznej zapłaty za te grzechy, nie wypełniania dobrze obowiązków, względnie posiadania  złych przodków.  Matka jednego z tych dzieci popadła z tego powodu w totalną psychiczną destrukcję, która doprowadziła ją do samobójstwa. Prawdopodobnie sądziła, że jest winna śmierci dziecka. Według świadków żłobek nigdy nie został zamknięty. Wiąże się z tym jeszcze jednak tragiczna historia. W latach 80-tych XX wieku w żłobku przebywała pod opieką starszych kobiet  grupa dzieci. Wśród nich dwoje dzieci Michiko Koide, która zginęła w wypadku podczas fundraisingu (zbieraniu funduszy) Jej mąż zrozpaczony opuścił „kościół” i wrócił do Japonii, niestety nie odebrał dzieci…

 

Czy kobiety miały problemy z opuszczaniem swoich dzieci? Niektóre tak, mimo wyraźnych nakazów „ojca” ludzkości Moona nie potrafiły rozstać się ze swoimi dziećmi. Po opuszczeniu ich kobiety te płakały i rozpaczały. Odpowiedź Moona była jasna i brutalna „Zapomnij o swoim własnym dziecku i zacznij szukać własnej ścieżki, aby podążać drogą odnowy”. Droga odnowy oznaczała oczywiście podporządkowanie „mesjaszowi”. Kobietom wmawiano, że muszą opuścić swoje dzieci, „poświęcić” je dla  ocalenia dzieci „Kaina” (dzieci ze świata). Tak naprawdę chodziło o jeszcze jedną parę rąk do pracy lub werbowania. Te kobiety wierzyły, że jeśli nie opuszczą swoich dzieci zaatakuje je szatan.  Można to uznać za szantaż emocjonalny nie mający sobie równych. Masowo były zmuszane do opuszczenia swoich dzieci podczas International One World Crusade. Krucjata ta wymagała od członków przemierzania Stanów Zjednoczonych wzdłuż i wszerz w celu werbowania nowych członków sekty. Niepodobna było robić to z małym dzieckiem u boku, dlatego oddawano je do „żłobków”. Dodatkowo osoby te nie wiedziały na jak długo przyjdzie im głosić „mesjasza”. A tym samym nie wiedziały jak długo nie będą widziały swoich dzieci.

 

Kobiety w ciąży również nie miały uznania w oczach Moona. Macierzyństwo w ogóle nie wzbudzało w nim szacunku, podobnie jak same kobiety. Wobec pewnej kobiety zastosowano makabryczny szantaż emocjonalny. Wmówiono jej , że jej właśnie poczęte dziecko będzie atakowane przez szatana. Dlaczego? Zaszła w ciąże podczas trzydniowej ceremonii małżeńskiej. A to nie było dozwolone. Drżała o życie swojego nienarodzonego dziecka.

 

W latach 60-tych kobietom pozostawiano malutkie dzieci ale nie zwalniało ich to od usług na rzecz sekty.  Kang Chung-won pomimo, że była w ciąży została wysłana na ulicę, żeby werbować, często głodowała bądź żle się odżywiała. Zemdlała na ulicy i cierpiała z powodu złych warunków mieszkalnych. Jako osobie z bogatego domu Moon wmówił jej że to jest jej „odszkodowanie” za grzechy.

Cytuje „Kiedy byłam w ciąży z moim pierwszym dzieckiem zostałam wysłana na witnessing (werbowanie) Gdy nie miałam nic do jedzenia chodziłam w góry i zbierałam dziko rosnące rośliny, żeby coś zjeść. Z tego powodu zemdlałam na ulicy. Czasem mieszkałam w przepełnionych mieszkaniach. Z trudem znosiłam te trudności, wiedziałam jednak że nasz „ojciec” też wiele przecierpiał. Gdy o tym myślałam moją jedyną myślą, było spełnienie jego woli. Ojciec powiedział, że ci którzy byli bogaci muszą doświadczyć wiele biedy. Trzymałam się tych słów. Gdy już dziecko się pojawiło na świecie z dzieckiem na plecach świadczyłam. Jednak moje dziecko zapłaciło za to dużą cenę. Poważnie zachorowało. W końcu trafiłam z nim do szpitala gdzie jakiś człowiek ulitował się i zaopatrzył mnie w witaminy dla dziecka na dłuższy czas. Nawet po urodzeniu dziecka nie miałam okazji odpocząć fizycznie. Bardzo ciężko pracowałam w sklepie z ubraniami, aby wesprzeć mojego męża. Nigdy nie zabierałam zarobionych pieniędzy dla siebie”.

Doświadczenie porzucenia przez rodziców i mieszkania w różnych miejscach na świecie w "komunach"

jest doświadczeniem wielu dzieci wychowanych w tej sekcie. Jeden ze świadków mówi:

Podobnie jak w przypadku wielu moich rówieśników wychowywanych także w "kościele", jak to nazwaliśmy  próbą, moje dzieciństwo było nieco burzliwe. Od drugiego roku życia  nigdy nie mieszkałem więcej niż dwa lata w jednym miejscu. Kiedy miałem osiem lat, mieszkałem już w czterech różnych krajach i uczyłem się trzech różnych języków (z których dwa niestety zapomniałem, ponieważ już ich nie używałem. Liczba "opiekunów", jakich doświadczyłem w tych latach jest poza moją pamięcią (prawdopodobnie ponad 20 i mniej niż 50), ponieważ oboje rodziców byli misjonarzami, zajmując się bardzo ważnym zadaniem ratowania świata byłem ofiarą dla dobra większego, jak mi mówiła matka. Moje życie zostało powierzone Bogu.To wiara innych miała mnie chronić i  pozornie niekończąca się liczba dedykowanych mi modlitw. Bóg miał mnie ochraniać (rodzaj płacenia świętej raty, pewien rodzaj świętego ubezpieczenia na życie). Na szczęście byłem dzieckiem prawie nienormalnie zdrowym, a nawet dzisiaj najgroźniejszą chorobą, jaką miałem, była grypa i pewne nieprzyjemne problemy żołądkowe w Indiach.”

Donna Collins była pierwszym „prawdziwym” dzieckiem urodzonym w Europie Zachodniej (Anglii). Urodziła się dzięki małżeństwu skojarzonemu przez Moona. Z powodu zaangażowania rodziców w pracę Ruchu już w wieku 3 lat została oddana na wychowanie do Centrum gdzie wychowywana była kolektywnie. Rozdzielono ją też z przyrodnią siostrą, która również nie została z rodzicami. Otoczona przez ludzi którzy wierzyli, że budują lepszy świat pozbawiony nierówności i  rasizmu, wychowywana była w różnych „centrach” , miała co najmniej 50-ciu różnych opiekunów! Tylko nie własnych rodziców. Szczęśliwie przebywając w Anglii trafiała na dobrych opiekunów, którzy idealistycznie wierzyli w możliwość zmiany świata na lepsze i starali się ją kochać jak mogli.

A jak wyglądała opieka nad dziećmi w centrach, w których przebywało więcej dzieci?

Deanna Durham przystąpiła do Ruchu w Wyoming po tym jak rozpadło się jej małżeństwo. Ponieważ nie było odpowiedniego miejsca dla niej i dla jej dwojga małych dzieci wyleciała do San Francisco.

‘’Przejechaliśmy most Bay Bridge i dotarliśmy na Wzgórza Berkeley. Podróż była cudowna. Byłam pełna nadziei. Dom był bardzo przyjemny, położony wysoko na wzgórzach nad zatoką.  Drzwi otworzyła nam kobieta, która wyjaśniła nam, że wszystkie matki pracują poza domem ale jest jedna dziewczyna która pomaga w domu i opiekuje się dziećmi.

Otworzyliśmy pokój przechodni do kuchni i jadalni, i zatrzymałam się przerażona. Dookoła biegało  z pół tuzina małych dzieci brudnych i  zaniedbanych . Pokój śmierdział uryną, a kilkoro dzieci płakało i krzyczało. Strach i obawa ścisnęło mi serce. Jak można było doprowadzić dzieci do takiego nędznego stanu? Wciągnęłam powietrze i szybko osądziłam swoje myśli i uczucia. Z mojej początkowych nauki doktryny wiedziałam, że wszelkie negatywne myśli i uczucia są od Szatana. W fotelu siedziała samotnie dorosła, opadła z sił przygnębiona, kobieta. Była mniej więcej w moim wieku, miała czarne włosy i wyrazistą twarz. Była jedną z tych osób które pokochałam serdecznie, a która ostatecznie została zupełnie zniszczona przez chłód i zupełną pogardę dla humanitaryzmu i współczucia w Ruchu. Gdy weszłyśmy, zerwała się z krzesła i przedstawiła się jako Sara. Potem poznałam wszystkie dzieci. Każde oczywiście było inne, ale niektóre były poważnie emocjonalnie zaburzone. Przyrzekłam sobie, że zrobię wszystko żeby im pomóc.  Kiedy zbliżył się wieczór, spotkałam kilku innych członków UC  w Berkeley. Pary matek przychodziły do domu po całym dniu fundraisingu. Wkrótce nauczyłam się, że są to narodowe drużyny . Były tam dzieci , które miesiącami nie widziały swoich matek, te były najbardziej zaburzone. Uważałam, że jest to dla nich bardzo groźne, ale ponownie stłumiłam obawy z jeszcze większym strachem, że zginę na zawsze. Nauczono mnie , że jeśli odejdę zawładnie mną szatan , nie tylko ja ale moi przodkowie i potomkowie będą musieli zapłacić za moją niewiarę. Naprawdę wierzyłam, że jak zabiorę moje dzieci  i opuszczę Ruch moje dzieci utracą duszę , a ja stracę swoją z nimi. Nauczono mnie że rozwój duchowy jest możliwy tylko wtedy gdy wypełniamy wolę bożą. Jeśli nie spełniamy woli bożej dusza umiera a Szatan może nami zawładnąć”. 

Opieka nad dziećmi w tym centrum nie stanowiła przeszkody dla pracy na rzecz sekty. Kobiety musiały obok opieki nad dziećmi również pracować, jeździć na fundraising itp.

Od przyjazdu do Kalifornii bez przerwy byłam zajęta.  W nocy padałam ze zmęczenia do łóżka. Mój dzień to była ciągła praca podzielona na pracę w centrum i opiekę nad dziećmi. Centrum miało kłopoty finansowe. Nie trwało długo jak zostałam wezwana na fundraising na kilka tygodni. Wystawialiśmy towary na zewnątrz a do centrum wracaliśmy na piechotę. Nie zostałam wezwana do opieki nad dziećmi na dłuższy czas. W UC nie ma szacunku dla macierzyństwa w ogóle. Ogólna polityka była taka , żeby rozdzielać dzieci od matek tak szybko jak to możliwe. Fundraising to koszmarne przeżycie. Jest to najszybsza droga do zapłaty odszkodowania. Płacenie odszkodowania jest jedną z głównych doktryn kościoła. Uczono nas  że musimy płacić cierpieniem za nasze grzechy, grzechy naszych przodków, naszego narodu i świata.

Po stosunkowo krótkim czasie zostałam wezwana na fundraising. Jedna z matek, która miała 6 letnią córeczkę została wysłana do Kalifornii na fundraising. Została wysłana, krótko po tym jak kobieta imieniem Maria do nas wróciła. Wkrótce potem był telefon o zastępstwo dla niej. Oczywiście miałam świadomość , że to ja mogę zostać wysłana. Spakowałam mój śpiwór i moje nędzne rzeczy i złożyłam wszystko w ręce Boga. Wzięłam moje dzieci w objęcia i powiedziałam starszemu dziecku, że nie wiem kiedy wrócę. Powiedzieli mi, że to tylko na kilka tygodni ale miałam inne przeczucie.

Później gdy siedziałam w samolocie do Los Angeles , kobieta obok mnie zaczęła konwersację . Leciała aby odwiedzić swoje wnuki i chciała wiedzieć w jakim celu ja lecę. Wiedziałam, że ona będąc pod wpływem szatana nie zrozumie mojego celu podróży i dlaczego poświęcam swoje dzieci  dla ratowania świata. Odwróciłam głowę tak żeby nie widziała łez które spływały mi po policzku. W odpowiedzi na okrucieństwo tej całej sytuacji.

Po powrocie do Berkeley. My w centrum , byłyśmy zobowiązane w momentach kiedy nie zajmowałyśmy  się dziećmi do robienia bukietów kwiatów dla drużyn sprzedających. Dochody ze sprzedaży miały pokryć długi naszego centrum. Ten zespół został złożony z kilku braci, którzy zostali wysłani specjalnie do tego celu. Przy okazji robienia bukietów kwiatów w Los Angeles nauczyłam się też gdzie i jak kupować kwiaty w San Francisco i pomagałam innym jak robić wiązanki.

To był straszny obowiązek . Opiekowaliśmy się dziećmi i robiliśmy wiązanki cały dzień . W nocy gdy dzieci spały wszyscy z nas siostry i bracia z teamu sprzedającego robiliśmy wiązanki do wczesnego  ranka. Nawet nie rozbieraliśmy się przed pójściem spać. Pracowaliśmy aż do momentu gdy padaliśmy ze zmęczenia ,kładliśmy się spać w dziecięcym pokoju i spaliśmy godzinę lub dwie . Ale zwykle spaliśmy według harmonogramu na zmianę”

W sekcie nie wolno rodzicom przywiązywać się do dzieci, nawet jeśli są one „prawdziwe”. Totalny ostracyzm jest praktykowany jednak wobec dzieci nie urodzonych w sekcie. Ciąży na nich pochodzenie z „szatańskiego” świata. Urodziły się według doktryny sekty dzięki popełnionemu grzechowi przez ich rodziców. Są zatem niegodne i warte wszelkiej pogardy… Ruch stosuję pułapkę psychologiczną polegająca na tym, że wszelkie złe myśli o doktrynie Ruchu pochodzą od szatana, a więc współczucie wobec takich dzieci jest … od szatana.  Ogólnie nie zalecane jest przywiązywanie się do własnych dzieci o czym świadczą świadectwa „prawdziwych” dzieci. Jednak przywiązywanie się do dzieci nie urodzonych w sekcie było szczególnie źle widziane. Nie wolno się było do nich przywiązywać zarówno matkom jak i opiekunom. Muszę przy tym nadmienić , że przywiązanie się do dziecka w sekcie Moona było też dość niewygodne dla członka sekty, bowiem skazywało go to na dodatkowe cierpienie. Trudno było przywiązywać się do dzieci przy trybie życia członka sekty, bardzo mobilnej i zależnej od kaprysu guru.

„ Dzieci, które nie urodziły się w sekcie lecz weszły do niej z matkami uważane były za  należące do szatana i jako takie nie miały wartości  dla grupy. Były pogardzane i lżone przez większość liderów jakich poznałam w sekcie. Te dzieci były całkowicie odrzucane a matki były zachęcane do ich porzucenia tak szybko jak to możliwe. Jeśli matki nie były w stanie tego zrobić, były tolerowane ale bardzo źle traktowane.  Ten cały koszmar  był zanim wstąpiłam do ruchu. Jednak przez cały czas opieki nad dziećmi byłam równocześnie wzywana do pracy na fundraisingu. Przypuszczalnie byłam w sytuacji uprzywilejowanej. Z czasem miałam przeżycie, które mnie załamało. Przypadek dziewczyny, która dołączyła do UC pierwotnie w Colorado ale dołączyła do nas na wybrzeżu ponieważ miała małego synka, miesiąc starszego od mojej córki ( około 1,5 roku).  Zostałyśmy pouczone , że nie wolno nam przywiązywać się do naszych dzieci. Nasze dzieci pochodziły bowiem z szatańskiego związku i choć było czymś strasznym przywiązywać się do naszych dzieci przez inne osoby, najbardziej straszne było nasze przywiązanie  do własnych dzieci".

Miłość matki do dziecka została zinterpretowana jako szatańska.

"Problem przywiązania do dziecka często był rozwiązany w ten sposób, że separowało się matkę od dziecka po prostu. Np. niektóre z nas nie widziały swoich dzieci przez ponad rok. Mieliśmy roczne dziecko, które nie widziało swojej matki przez większość swojego życia. Te dzieci były szczególnie mocno zaburzone. W moim przypadku gdy byłam ze swoimi dziećmi musiałam stale udowadniać, że nie jestem do nich „przywiązana” Jeśli twoje dziecko płakało i płakało też inne oczekiwano ode mnie, że  najpierw zajmę się tym drugim. Nie zezwalano na to , żeby interesować się własnym dzieckiem tak dalece jak to tylko było możliwe.

Pewnego poranka po ubraniu jednego z dzieci zeszłam na dół na śniadanie. Moja córeczka siedziała na krzesełku dziecięcym . Gdy weszłam do pokoju zaczęła gaworzyć i mówić mama, mama. Wyciągała do mnie rączki. Wsadziłam inne dziecko do dziecięcego krzesełka , obeszłam stół i chciałam pocałować moją córeczkę na dzień dobry. A wówczas ktoś zaczął na mnie krzyczeć i oskarżać o psucie dziecka. Nie wiedziałam czy mam krzyczeć czy płakać, Jak można psuć dziecko, które było tak totalnie pozbawione emocjonalnej więzi z matką? Dziecko, które nie wiedziało kiedy znów zobaczy swoją mamę. Dziecko którym opiekowały się różne osoby z różnym podejściem do dyscypliny i w różnym stopniu surowe"

Większość osób czy to ze zmęczenia czy z  powodu własnego cierpienia i braków w umiejętności obchodzenia się z dziećmi nie przywiązywało większej wagi do prawidłowej opieki nad dzieckiem, co wynikało też z przeciążenia pracą. Niektóre kobiety nie czuły się też prawdopodobnie przymuszone do opieki nad dziećmi, bo pamiętajmy o tym, że to nie z własnej woli znalazły się w domu pełnym dzieci. Ich wyobrażenie dotyczące pracy na rzecz „kościoła” mogło być zupełnie inne.

Z czasem stało się jasne , że jestem jedyną, która podchodziła tolerancyjnie do faktu bycia z dziećmi dłużej niż parę godzin. Inni nie potrafili sobie radzić z tak zaburzonymi w zachowaniu dziećmi. Zachowanie dzieci doprowadzało ich do gniewu. Miałam z tego powodu duże obawy, co stanie się w przyszłości z tymi dziećmi traktowanymi w tak zły sposób. W miarę jak ciśnienie rosło byłam coraz bardziej zdesperowana. To uczucie towarzyszyło mi wraz z wrastającym poczuciem winy wobec tych dzieci. Pewnego wieczoru lider teamu fundraisingowego zadzwonił, czy któraś z nas nie mogłaby zastąpić Marii. To miał być ktoś z doświadczeniem w sprzedaży w teamie narodowym i ma dobre wyniki w sprzedaży. Jedną z osób które w niewielki sposób spełniała te oczekiwania była matka rocznej dziewczynki. Została wybrana i zareagowała na to z wielkim entuzjazmem. Zasmuciło  mnie to , bo z tego wynikało, że  matka sama z siebie nie chciała  opiekować się własnym dzieckiem. W rzeczywistości była bardzo rozżalona gdy miała się zajmować dzieckiem”

Nora Spurgin marzyła by  być po prostu ze swoją rodziną. Była tzw „wędrownym robotnikiem”(patrz przypis)  Pewnego Bożego Narodzenia gdy centrum się wyludniło miała nadzieję na spotkanie ze swoim dzieckiem i rodziną. Wtedy zadzwonił telefon, że żadnemu „robotnikowi” nie wolno opuszczać centrum w tym czasie. To świadczy jak bardzo Moon miał w pogardzie swoich wyznawców!

Zostaliśmy oboje z mężem wysłani do „pionierowania”.  Żonate kobiety z 777 par zostały wysłane jako „wędrowni robotnicy”. Trwało to około 3 lat. Podczas mojej pierwszej podróży w regionie Kolorado i Teksasie dostałam wiadomość że w drodze na workshop miał miejsce wypadek , kilka osób zginęło, dwóch członków „kościoła” i dwóch gości. Moim obowiązkiem było wziąć udział w pogrzebach i rozmowa z rodzinami zabitych. Musiałam jechać do Nowego Meksyku, gdzie wydarzył się wypadek. W tym czasie zostawiliśmy dzieci. Hugh był w seminarium. Nigdy nie wiedzieliśmy jak długo to potrwa. Tak bardzo chciałam być z rodziną. Pewnego razu pracowaliśmy na stadionie Yankee . Myślałam, że to może być koniec misji. Wiele z nas było w ciąży. Myślę , że wielu z nas liczyło na koniec misji. Wtedy „Ojciec” powiedział „Wędrowny robotniku” wstań . Wszyscy wstali. Wtedy powiedział „Kontynuuj”.

2. Obowiązki dzieci wobec sekty

Od najmłodszych lat dzieci muszą uczestniczyć w rytuałach sekty. Donna Colins już jako małe dziecko musiała uczestniczyć w koszmarnym  rytuale polegającym na wypędzaniu diabła z przyszłych małżonków. Rytuał ten polega na wzajemnym biciu się pary młodej kijami do bejsbola. Przy czym nierzadko dochodziło przy tym do uszkodzeń ciała. Takich widoków niestety nie oszczędza się dzieciom w sekcie Moona. Oprócz tego już jako 5-letnie dziecko musiała uczestniczyć w trwających nawet 7 godzin wykładach, na  których w żarliwy sposób opowiadano o upadku tego świata. Dziecko od początku jest świadome , że najważniejszy w sekcie jest  Moon i że to on ma władzę decydować o jego życiu. To nie rodzic jest najważniejszy lecz właśnie on. Najgorsze jest w tym wszystkim, że rodzice Donny mieszkali również w Anglii! A nie kontaktowali się z nią poza sporadycznymi wizytami. Takie spotkanie miało się odbyć z okazji 10-tych urodzin dziewczynki. Dziecko cały dzień czekało na zobaczenie się z mamą, która w ostatniej chwili została odwołana do pracy w USA i nie mogła przyjść na urodziny swojego własnego dziecka! Donna nie zobaczyła matki przez następny rok.  Od początku miała świadomość swojej „wyjątkowości” jako „prawdziwego” dziecka – pierwszego dziecka na Zachodzie. Od początku też przyswajała sobie doktrynę sekty. Moon przez cały czas był zainteresowany jej postępami, planował nawet jej małżeństwo z jednym ze swoich synów. Nauczyła się, że jej życie jest w jego rękach. Całkowicie przez niego kontrolowane. Ufała mu i traktowała jak ojca. Indoktrynacja sprawiła , że jako nastolatka popadła w stan uwielbienia dla tego człowieka.

Zaczęłam bardzo wierzyć w Moona – pokrywałam ściany swojego pokoju jego zdjęciami, zapełniałam mój dziecięcy pamiętnik deklaracjami miłości do niego” .

Trochę inaczej wyglądało to w przypadku dzieci urodzonych poza sektą. Dzieci takie nie mogły brać udziału w niektórych rytuałach. Trzeba tu zaznaczyć , że pewne rytuały były z punktu widzenia członków sekty zaszczytem, więc nie uczestniczenie w tych rytuałach było formą ostracyzmu.

Jako dziecko urodzone poza sektą byłem skazany na ponoszenie ciężaru grzechu pierworodnego. Mi i podobnym do mnie przypominano cały czas, że nie jesteśmy „błogosławionymi dziećmi”. Przykładowo byłem wykluczany z pewnych rytuałów, porannej modlitwy, nie wygłaszałem tez ślubowania rodzin, ponieważ niejako do tej rodziny nie należałem. „Błogosławione dzieci” brały udział w podróży do Korei i pozostawaniu tam nawet przez kilka lat. Nam było to zabronione”.

3. Poczucie wyobcowania i wykorzenienie

W wieku 11 lat Donna opuściła Anglię i została wysłana do Korei aby zapoznać się z kulturą kraju i  nauczyła języka. Miało ją to przygotować do pełnienia przyszłej roli żony syna Moona. Dla 12-letniej dziewczynki z Anglii był to szok kulturowy. Zwłaszcza, że otaczali ją bądź co bądź obcy ludzie. W Anglii okazjonalnie widziała się z rodzicami. W Korei jej kontakt z rodzicami całkiem ustał. Koreańskie centra też nie przypominały europejskich, w których z reguły panowała mniejsza dyscyplina.

Jeździłam od jednego opiekuna do drugiego. Czułam się porzucona i niekochana. Czułam się wyobcowana  wśród moich czarnowłosych azjatyckich kolegów szkolnych. Byłam wysoka i jasnowłosa i nie mówiłam ich językiem. Na początku byłam tez przerażona moimi nauczycielami , którzy stosowali kary fizyczne – zmiana w traktowaniu mnie była szokująca. Po kilku miesiącach zaczęłam się buntować , więc uznano mnie za dziecko sprawiające problemy”.

Wiele dzieci doświadcza uczucia wyobcowania i oderwania od własnej kultury. Jedna z osób opisuje to w ten sposób.

 

Przystosowując się do różnych środowisk w jakiś sposób zamieniłem się w osobę w pewnym sensie nieporadną. Byłem skazany na uczucie wiecznego wyobcowania i obcości , czułem się jak wieczny cudzoziemiec. Dziwaczny produkt. Dzieci w trakcie socjalizacji doświadczają poczucia przynależności do swojej kultury i identyfikacji ze swoim środowiskiem. Mi zostało to odebrane. Jednak nie byłem do końca świadomy tego procesu. Objawiało się to poczuciem niesamowitej samotności. Dzieci, co do zasady nie lubią się wyróżniać, więc robiłem wszystko co w mojej mocy, żeby się dostosować. Zaprzyjaźniałem się zatem i uczyłem w ekspresowym tempie różnych języków. Nosiłem właściwe ubrania i zachowywałem się zgodnie z oczekiwaniami np. śpiewając w chórze. Bezskutecznie, uczucie samotności nigdy mnie nie opuściło. Dzieci wychowywane w destrukcyjnych kultach zawsze tkwią gdzieś pomiędzy dwoma światami.  Nawet w "Wewnętrznym Świecie", pośród moich prawdziwych Braci i Sióstr, czułem się jak wyrzutek, samotnik, niedopasowany, dziwak w grupie.”

4. Praca dzieci

Dzieci urodzone poza sektą często musiały brać udział jako dzieci w witnesingu i fundraisingu.  Uczy się je że kłamstwo nie jest niczym złym, gdy oszukuje się ludzi z zewnątrz. W sekcie przeciwnie, wszystko jest transparentne. Jest uczone podwójnych standardów.

Musiałem od dzieciństwa brać udział w fundraisingu i witnessingu. Mam wiele wspomnień dotyczących mojego fudraisingu. Jak razem z matką stoję na rogu ulicy sprzedając kwiaty i okłamując ludzi, że zbieramy na jakieś  chrześcijańskie instytucje. Prawie nigdy nie mówiliśmy, że zbieramy na „kościół”. Gdy nie kłamaliśmy narażaliśmy się na różne nieprzyjemne „prześladowania”, jak to nazywaliśmy „na rzucanie kamieniami w nas”.

Prawdziwe dzieci przynajmniej do wieku nastoletniego były wolne od takich wspomnień.  Ale tylko  do czasu gdy osiągnęły „odpowiedni wiek” . W połowie lat 90-tych XX wieku „kościół” zachęcał młodzież do wzięcia udziału po szkole średniej w „Siedmioletnim Kursie”. Pierwsze dwa lata tego kursu to program „Special Task Force” lub SFT. Nazywało się to edukacją duchową i relacją z Bogiem. Polegało to na jeżdżeniu  samochodami dostawczymi po całym kraju sprzedając różne drobiazgi. Zwykły handel obwoźny urósł w oczach sekty do szkolenia pomagającego pogłębić wiarę i zaangażowanie w sprawy boże! W wyniku tej akcji śmierć poniosła dziewczyna, którą zamordowano gdy sprzedawała chodząc od domu do domu.

Reakcja innego nastolatka po tym wydarzeniu.

 

Nauczyliśmy się, że jesteśmy wyjątkowi, że Bóg nas ochroni, gdy wykonujemy Jego pracę. Jak mogło się wydarzyć coś takiego? Znalazłem drogę do lokalnego Mc Donalda i szlochając, poprosiłem o spotkanie z menadżerem i pożyczenie telefonu. Byłem przerażony gdy dzwoniłem do rodziców. Uważałem tę dziewczynę za siostrę. Moi rodzice milczeli, ich świat właśnie runął w gruzach”

(Jan Kleba)

 

Po tym wydarzeniu setki młodych ludzi zwołano na warsztaty. Przedstawiono tam tę tragedię w ten sposób, że dziewczynę pochwalono jako ofiarę złożoną Bogu i Prawdziwym Rodzicom. Początkowo nie wspomniano o napastowaniu seksualnym aby uniemożliwić zabieranie młodzieży z programu SFT.

 

 

 5. Zaniedbywanie zdrowotne dzieci, przemoc fizyczna i psychiczna

Kwestie zdrowotne są w Ruchu postawione na głowie. Generalnie najchętniej wszelkie niedomagania, problemy itp. zwala się na diabła lub na samo dziecko.  Niedostateczna opieka nad dziećmi w dużym stopniu przyczynia się do stanu ich zdrowia. A zaniechanie wizyt u lekarza do pogorszenia ich stanu. Często wykorzystuje się wszelkie inne metody (np.zioła, żeń szeń itp.) Generalnie chodzi o to , że Ruch nie chce po prostu płacić za leczenie swoich wyznawców. Co innego wykorzystywanie ich problemów zdrowotnych do wzbudzania litości przy zbieraniu funduszy. Członkowie sekty pracując dla niej są z reguły nie ubezpieczeni.

Po roku pobytu w Korei miałam atak wyrostka robaczkowego, odmówiono mi możliwości wizyty u lekarza , zamiast tego odesłano mnie do chińskiego zielarza. Powiedziano mi, że oszukuję żeby zwrócić na siebie uwagę i że nie modliłam się wystarczająco długo. Ostatecznie dostałam zapalenie otrzewnej i byłam bliska śmierci. Wiadomość o mojej chorobie sprowadziła moją matkę do Korei. Wbrew szkoleniom jakim przeszła na temat chorób w sekcie poddała mnie na szczęście leczeniu. Spakowała mnie i zabrała do Niemczech, gdzie wówczas mieszkali moi rodzice. To był pierwszy raz gdy mieszkałam z  moim rodzicami sama. Tylko ja i oni” (Donna Collins),

Jak wspominałam wyżej dzieci od najmłodszych lat biorą udział w rytuałach sekty. Niestety zmuszane są też uczestniczyć w rytuale zwanym  ansu, który polega na biciu ludzi w celu wypędzenia z nich diabła podczas nawet dwugodzinnych sesji. Rytuał ten zwany jest tez slapping. Wspomnienie dziecka uczestniczącego w tym rytuale. Posłuszeństwo rodziców poddających swoje dzieci tej swoistej karze jest po prostu zniewalające!

„Nie miałem więcej niż 6 lat. Prawdopodobnie byłem nawet młodszy. Pamiętam salę wypełnioną ludźmi z prowadzącym nas Dae-Mo. Wszyscy śpiewaliśmy i naprzemiennie klaskaliśmy i uderzaliśmy osobę  siedzącą przed nami. Mężczyzna stojący za mną tak silnie mnie uderzał, że cały czas płakałem. Byłem oddzielony od rodziców i rodzeństwa, choć nie wiem czy to było celowe”

Donna Collins zaledwie rok spędziła ze swoimi rodzicami w Niemczech . Po tym okresie Moon nakazał jej powrót do Korei! Ta decyzja była dla niej prawdziwym ciosem. Rodzice całkowicie poddani jego woli zgodzili się na to okrucieństwo. Byli całkowicie bierni. Jej życie było w rękach guru. Poczuła się całkowicie zdradzona przez rodziców. Zwłaszcza , że okres pobytu u rodziców wspominała bardzo dobrze. W końcu wreszcie mogła poczuć się jak w rodzinie. Moon traktował dzieci w sekcie jak swoją własność przy pełnej aprobacie indoktrynowanych rodziców. Zdarzało mu się upokarzać dzieci w obecności innych osób, również dzieci. Jego władza nad nimi była przeogromna a jego decyzje co do ich  losu  wiążące.

W dzień gdy zabierali mnie na lotnisko płakałam histerycznie, błagałam o pozostawienie mnie w domu i po raz pierwszy dopuściłam do siebie myśl, że nienawidzę życia pod przewodnictwem Moona. Kilka miesięcy po przyjeździe do Korei przyjaciele załatwili mi audiencję u Moona, który odwiedzał kraj. Ponownie poprosiłam go o możliwość powrotu do rodziców. Jego odpowiedź mną wstrząsnęła. Przez godzinę na mnie krzyczał. Widziałam jak bije innych i bałam się że mnie też uderzy. Był wściekły. Nie uderzył mnie jednak, za to powiedział, że oszukuję swoją rodzinę i jego samego. Stwierdził, że jestem jego dzieckiem a nie swoich rodziców i dlatego winna mu jestem posłuszeństwo. Podkreślił, że zachowuje się jak kobieta z Zachodu i że muszę nauczyć się posłuszeństwa. Zgodziłam się zostać. Miałam wówczas 13 lat, realnie nie miałam żadnego wyboru”

Relacja ze spotkania Moona z dziećmi.

Byliśmy na spotkaniu  z „prawdziwym ojcem”. Pewien chłopiec o coś zapytał. Był pucołowaty, Moon zapytał : Jesteś chłopcem czy dziewczyną, jesteś tak gruby, że nie mogę rozpoznać. Byliśmy oszołomieni”

Na obozach młodzieżowych kary cielesne są normą wobec osób, które w jakikolwiek sposób sprzeciwiają się linii kościoła. Jedna z zasad kościoła brzmi, żeby „zamiatać problemy pod dywan” a więc jakakolwiek skarga jest niemile widziana i trzeba mieć dużo odwagi żeby poskarżyć się komuś z zewnątrz.

6.Dorastanie i zerwanie z sektą.

Każdy z nas dorastając  zaczyna szukać własnej drogi życia. Nie zawsze pokrywa się ona z oczekiwaniami naszych rodziców. Okres dojrzewania sprzyja zadawaniu pytań, które z kolei prowadzą do wątpliwości. Dziecko nieuchronnie zmierza do autonomii. Silne poczucie przynależności do grupy utrudnia proces usamodzielnienia się. Zwłaszcza, że jest on sekcie nie na rękę. Zewnętrzny świat kusi ale równocześnie jest postrzegany jako diaboliczny. Dochodzi tu do nieuchronnego konfliktu. Niektóre nastolatki ratują się w ten sposób, że zaczynają się bardziej angażować w życie sekty. Rozdźwięk jednak między wymaganiami sekty a życiem przeciętnego nastolatka jest ogromna. Sekta Moona posiada własne szkoły i organizuje obozy dla młodzieży podczas wakacji. W ten sposób sprawuje ustawiczną kontrolę nad życiem nastolatka. Nie zawsze i nie wszędzie możliwe jest zorganizowanie szkoły jedynie dla dzieci Ruchu. Wówczas to dorastający młody człowiek może zetknąć się z rzeczywistym światem.  Dochodzi również do głosu krytyczny ogląd sytuacji. Najbardziej charakterystycznym uczuciem jest poczucie rozdwojenia. Z jednej strony świat ze swoją przyciągającą uwagę ofertą, postrzegany jako zagrożenie dla wiary a z drugiej wymagania sekty, którym nie sposób sprostać. Ze swoim autorytarnym charakterem na problemy dojrzewania sekta ma tylko jedną odpowiedź „Bądź posłuszny, nawet wbrew sobie, nawet wbrew własnym pragnieniom i potrzebom”. Trudno w takiej sytuacji o jakąkolwiek autonomię młodego człowieka. Bunt nastolatka musi być zdławiony i ujarzmiony, szczególnie w kwestii budzącej się seksualności, która w sekcie Moona z założenia jest najcięższym grzechem. Przyczyną wszelkich nieszczęść ludzkości.

Oto jak opisała to uczucie  Flore Singer Aasslid

„Czułam się jak małe zwierze zamknięte w klatce przez większość mojego życia. Dorastanie w tej sekcie jest jak życie w kosmicznym, chronionym i zamkniętym świecie. A pewnego dnia wyskakuje się z kosmosu. Wolność i chaos przytłacza, niesamowita samotność. W końcu przynajmniej należałam do małej części idealnej rodziny. Orbita zewnętrznego świata. W szkole średniej chciałam się całkowicie odciąć od rodziny. Czułam się całkowicie osamotniona. Dlatego opuściłam szkołę i wyruszyłam na misję. Sprzedaję kwiaty. Z konieczności bardziej niż z przekonania. Obca na obcej ziemi. Ale los sprawił, że była to moja najlepsza decyzja. Słoneczna Kalifornia przyniosłaby mi śmierć. We Francji przebywałem przez rok i zakochałam się w młodym Norwegu. Instynktownie poczułam , że muszę uciec. W sumie moje doświadczenia nauczyły mnie dużo o społeczeństwie i naturze ludzkiej. Poczucie bycia dziwakiem w towarzystwie, skazanym jakby na patrzenie na zewnątrz wciąż mnie prześladuje gdziekolwiek pójdę. Mam jednak nową rodzinę, przyjaciół i syna. A poza tym nigdy nie byłam tak naprawdę wewnątrz, nigdy też nie byłam naprawdę na zewnątrz. Znajdziesz mnie gdzieś w rozmytej szarej strefie".

Dorastający młody człowiek zaczyna dostrzegać, że ideały często nie pokrywają się z rzeczywistością. Przykrywa je szara rzeczywistość, zwykłe ludzkie przywary a przede wszystkim hipokryzja na którą młody człowiek bywa szczególnie uwrażliwiony. W sekcie Moona rodzina i sam Moon opływają we wszelkie wygody, ogromne, ekskluzywne posiadłości, poczynają drogie zakupy. Przy czym zwykli szeregowi wyznawcy żyją często w biedzie. Ponadto życie etyczne liderów Ruchu, rodziny Moona też nie jest zgodne z ideałami, do których dążą z takim samozaparciem członkowie Ruchu. To nie może się podobać młodym „zbuntowanym” nastolatkom. Jednak hipokryzja jaką dostrzegają nie zawsze prowadzi do zwątpienia w doktrynę sekty. Częściej uruchamia się mechanizm racjonalizowania, nie krytykuje się systemu tylko poszczególne jednostki. Inaczej, nie widzi się że choruje las, tylko widzi się drzewo. Dużą rolę w wyzwoleniu się z sekty pełni też edukacja i kontakt ze światem zewnętrznym. Nowa szkoła nie należąca do sekty może tu pełnić decydującą rolę.

W 1985 r. kiedy skończyłam 15 lat pozwolono mi wrócić do rodziców, którzy przeprowadzili się do Waszyngtonu i pomagali w organizowaniu się tam kościoła. Nie było tam jeszcze szkoły dla moonies, dlatego po raz pierwszy w życiu poszłam do szkoły publicznej. Nagle miałam przyjaciół, którzy byli katolikami, Żydami, prezbiterianami i mormonami. Praktykowali swoją religię równie żarliwie jak ja, a jednak żyli w świecie. Zaczęłam rozumieć, że religia nie musi oznaczać rodzaju tyranii. Moja edukacja biegła dalej, wstąpiłam do Mount Vernon College w Waszyngtonie. Ponieważ był tylko jeden koledż kościoła w tym czasie wiele dzieci moonies chodziło do szkół publicznych, czesne płacili rodzice bądź studiowało się na kredyt. Dla mnie posmakowanie wolności było przygniatające i dało mi siłę do buntu. Ale kiedy zabrałam się na  odwagę aby poinformować moich rodziców o swoich wątpliwościach spotkałam się z zarzutem braku wiary’’

 7. Strach przed ostracyzmem i ostateczne wyzwolenie

Kiedy młody człowiek dojrzewa do myśli, że chce opuścić sektę problemem staje się mechanizm jaki stosuje większość sekt. Ten mechanizm „samoobrony” sekty to ostracyzm. Strach przed utratą bliskich jest doświadczeniem większości młodych osób, które chcą opuścić sektę. Rodzina może się ich wyrzec, napiętnować, żyć w przeświadczeniu że zginą w piekle. Ostracyzm jest piekłem dla obu stron tego wykreowanego przez sektę konfliktu. Życie w sekcie jest nie do udźwignięcia, myśl o jej opuszczeniu również… Konflikt sumienia narasta…

„Zaczęłam rozumieć, że zdążam do opuszczenia kościoła. Ale jeśli bym go opuściła byłabym traktowana jak trędowata przez wszystkich których kocham. Zawstydzę moich rodziców, udam się nie tylko na emigrację ale utracę zbawienie (wieczne potępienie). Nie potrafiłam sobie tego wyobrazić a jednocześnie wiedziałam, że nie potrafię zostać. Czułam się złamana i wzrastała we mnie depresja.

Krótko po tym jak rozpoczęłam nowy rok szkolny próbowałam popełnić samobójstwo. Miałam okropną walkę z rodzicami, ponieważ oni chcieli abym się silniej zaangażowała w sprawy kościoła, może nawet żebym została „błogosławiona”. Gdy wróciłam do akademika połknęłam buteleczkę tabletek nasennych. Po prostu chciałam, żeby to się skończyło. Na szczęście odnalazł mnie jeden z przyjaciół i odwiózł do szpitala. Ten epizod przeraził mnie i moich rodziców. Czasowo odpuścili a ja stwarzałam pozory podporządkowania kościołowi.

W moich młodzieńczych latach nie było wystarczających pieniędzy na naukę więc musiałam przerwać college. Przeprowadziliśmy się do Arizony. Rodzice przestali być faworytami Moona, ponieważ publicznie kwestionowali wiele rzeczy. Zaczęli dostrzegać hipokryzję Ruchu, lecz lata indoktrynacji zrobiło swoje. Uważali że winę ponoszą nie liderzy lecz ich zwierzchnicy. Ich wątpliwości pogłębiły moje własne i równocześnie pogłębiły  depresję. Gdy miałam 21 lat Moon oznajmił, że poślubię członka Ruchu. Zareagowałam załamaniem nerwowym. Tygodniami nie wstawałam z łóżka a moi rodzice ukrywali mój stan z obawy przed ostracyzmem jaki mógł mnie spotkać. Błagałam rodziców aby pozwolili mi wrócić do Anglii. Jedynie tam czułam się jak w domu. Wierzyłam, że albo ponownie odkryję moją wiarę i zgodzę się na małżeństwo albo odejdę na zawsze.

Kiedy wróciłam do Anglii decyzja nie zabrała mi dużo czasu. Na lotnisku odebrali mnie moonies. Jeździliśmy kilka godzin samochodem podczas których pouczali mnie o moim braku wiary. Ostatecznie zabrali mnie do domu mojej opiekunki z dzieciństwa. Płakałam histerycznie i wreszcie to zobaczyłam ludzie którzy tak źle mnie traktowali nie kochali mnie”.

Donna Colinns ostatecznie uwolniła się z sideł sekty, ułożyła sobie życie z pomocą męża i innych eksmoonies.

Zamiast zakończenia

To, co robiliśmy, to było kontynuowanie procesu odbudowy poprzez odszkodowanie. Aby otrzymać błogosławieństwo, powinieneś ustanowić warunek odszkodowania na poziomie krajowym, którego Jezus nie był w stanie osiągnąć. W związku z tym musimy odbywać misję na całym świecie. Od 1957 r. rozpoczęliśmy mobilizację na poziomie krajowym.

Podczas mobilizacji warunkiem było spożywanie jęczmiennych posiłków. Niektórzy nawet jedli jedzenie dla psów. Wyruszyli, aby zrekompensować błąd Izraela. Błędem Izraelitów było to, że nie uczestniczyli w judaizmie. Dlatego członkowie Kościoła Zjednoczenia pozostawili wszystko i wyruszyli, aby to zrekompensować. Wszyscy  zostali zmobilizowani. Co oznaczają "cenne dzieci"? Powinny być ofiarowane dla dobra narodu. Dla dobra narodu należy ofiarować matkę, ojca i dzieci. Rodzice byli nawet szczęśliwi, że zostawili swoje dzieci w sierocińcach i odzyskali je, kiedy wrócili, zamiast zabijać ich jako ofiarę. Musisz wiedzieć, że to był rodzaj działań, które wykonali twoi rodzice. Rozumiecie? To nie było odrzucenie dzieci. To nie było dlatego, że nie lubili swoich dzieci” (Moon)

 

Przypisy:

 

Wędrujący  pracownik – cele  I misja

 

Edukowanie  członków kościoła o tradycji i nauce „prawdziwych rodziców”, wzmacnianie jedności i pobudzanie do wzrostu. Mobilizacja członków sekty do całkowitego poświęcenia swojego życia sekcie. Ich zadaniem jest wspieranie regionalnego prezydenta  Powinni przedkładać comiesięczne sprawozdania ze swojej działalności międzynarodowemu prezydentowi i i „prawdziwym rodzicom” za pośrednictwem Głównego Biura Misji.

 

Źródła

http://howwelldoyouknowyourmoon.tumblr.com/post/4912010084/what-makes-an-ex-moonie-tick

http://www.geocities.ws/craigmaxim/u-8a.html

https://www.culteducation.com/group/1277-unification-church/24009-growing-up-with-the-moonies.html

Dzieci w sektach / Hayat El Mountacir . – Kraków : Wam, 2000. – 263 s.

Tł. świadectw moje

bottom of page